Właściwie - 4.55.
Soktheen juz czeka.
Śniadanie hotel nam przygotował w gustownych pudelkach
jeszcze wieczorem.
No fajnie - ale póki co, przed hotelem jest Soktheen J. i
ja. Pozostałej dwójki nie ma.
5.05 - nic.
5.10 - nie wytrzymuje - idę ich wołać - "tak tak - już
schodzą".
5.15 - są.
5.15 - bazyliszkowy wzrok marinika niemal ich poraża.
WRRRRRRR !!!!!
KUŹWA - jeden raz w życiu - więcej się to nie powtórzy, pół
świata targałem ze sobą statyw - głównie na to wydarzenie.
Dojeżdżamy do kas biletowych. Wiele otwartych, a przed każdą
- ogromna kolejka oczekujących. My na szczęście mamy już bilety wiec możemy przejechać
bokiem - tylko dla kontroli biletów.
Jedziemy dalej - ciemność już nie jest ciemnością absolutną,
a mnie szlag trafia coraz większy - spóźnimy się?
Przed wejściem do Angkor Wat - ponowna kontrola biletów.
Pochód ludzi wali do przodu, już latarki niepotrzebne, już światłość mizerna
się pojawia, już wiem, ze przed północnym zbiornikiem wodnym nie mam
najmniejszych szans na ustawienie statywu (musiałbym mieć drabinę jakąś).
Skręcam w prawo - tam gorsze miejsca, ale i ludzi trochę mniej.
K U Ź Ź Ź Ź W A A A A !!!!!!!!!!
Strzelam - z ręki, bo na statyw nie ma miejsca.
Strzelam ja i strzelają tysiące migawek. Zmieniam ustawienia, i strzelam:
Chętni na fotki:
Wszyscy patrzą na wschód, a tymczasem, na zachodzie:
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz