Strony

czwartek, 3 lipca 2014

Turcja 2014 - piąty dzień - K.A.S.

Kolejny dzień rozpoczyna się trochę nerwowo. Planowana była wycieczka potocznie we wszystkich biurach nazywana K.A.S. Taka nazwa wycieczki związana jest ze zwiedzanymi miejscami: Wodospady Kurşunlu – Teatr Aspendos – miasto antyczne Side ( w naszym przypadku wycieczka powinna się nazywać S.A.K.). Rano pod drzwiami pokoju zastajemy fax wysłany poprzedniego dnia przez Agatę (AlanyaOnline). Jest w nim informacja, że Agacie nie udaje się dodzwonić do mnie, ze niestety nie zebrała się polska grupa na planowana wycieczkę w związku z czym - Agata prosi o informację do godz. 23 - czy rezygnujemy, czy akceptujemy dołączenie nas do jakiejś grupy anglojęzycznej z innego biura, czy ewentualnie pojedziemy na jakaś inną wycieczkę.

No jak to? Nie mogła się Agata dodzwonić? Zerkam na swój telefon i widzę, że on pozostaje w trybie SAMOLOTOWYM he he (korzystaliśmy z telefonu J.). Hm...dzwonię do Agaty z pytaniem czy dziś (trochę już późno) uda nam się dołączyć do innej grupy. Po kilkunastu minutach jest odpowiedz - możemy, tyle tylko  że z tą grupą nie unikniemy shoppingu.


No trudno - jedziemy.


Pierwszy punkt - starożytne miasto Side.



W drodze do Świątyni Apollina.



Świątynia Apollina (jej nierozerwalnym elementem była pewna turystka rosyjskojęzyczna, której nie sposób było wyeliminować z mojego kadru  - tak dluuuga sesję miała. Złośliwie - ją też pstryknąłem odpowiednio).













Pani tkająca dywan.



Kram z przyprawami.



Kram z ceramiką.



Antyczne Side.



















Jedziemy do Aspendos.


Aspendos. Amfiteatr jest w remoncie - my byliśmy w pierwszym dniu, kiedy w ogóle można było wejść do środka.






















Kolejny punkt do zwiedzania - to wodospady Kursunlu. Aż trudno uwierzyć, ze niewielka rzeka, jaką się przekracza przy parkingach za niecałe 200 m przewala się takimi intensywnymi kaskadami. Miejsce sympatyczne, choć tłumne niestety.
No i bardzo fajna jest możliwość obejrzenia wodospadów "od środka".












Na koniec wcinamy robione na bieżąco lawasze ze szpinakiem - pychota !!!!




 Jest jeszcze zapowiedziany shopping. Fotek nie ma - nie wolno tam pstrykać. Oczywiście niczego nie kupujemy, ale powiem szczerze - RAZ to warto zajrzeć do takich miejsc - szczególnie do tego molocha ze zlotem, gdzie jest niezliczona ilość witryn na ogromniastej powierzchni, a do każdego oglądającego była niemal przypięta jakaś osoba z obsługi, która oczywiście zachwala walory prezentowanych wyrobów jubilerskich. Trochę to śmieszne, ale ma swój koloryt.

2 komentarze :

Stardust pisze...

To sie pochwale, ze lawasze bardzo czesto kupuje na lunch, bo po drugiej stronie ulicy od miejsca pracy mam turecki maly sklepik z lawaszami, salatkami i slodyczami.
Lawasze sa o wielu roznych smakach, ale poniewaz ja w ogole lubie szpinak, to najczesciej kupuje ze szpinakiem.

marinik pisze...

Stardust - jeśli chodzi o kulinaria, to Ty chyba nigdzie wyjeżdżac nie musisz - cały świat na miejscu.