Kolejny dzień rozpoczyna się trochę nerwowo. Planowana była
wycieczka potocznie we wszystkich biurach nazywana K.A.S. Taka nazwa wycieczki
związana jest ze zwiedzanymi miejscami: Wodospady Kurşunlu – Teatr Aspendos – miasto
antyczne Side ( w naszym przypadku wycieczka powinna się nazywać S.A.K.). Rano
pod drzwiami pokoju zastajemy fax wysłany poprzedniego dnia przez Agatę
(AlanyaOnline). Jest w nim informacja, że Agacie nie udaje się dodzwonić do
mnie, ze niestety nie zebrała się polska grupa na planowana wycieczkę w związku
z czym - Agata prosi o informację do godz. 23 - czy rezygnujemy, czy
akceptujemy dołączenie nas do jakiejś grupy anglojęzycznej z innego biura, czy
ewentualnie pojedziemy na jakaś inną wycieczkę.
No jak to? Nie mogła się Agata dodzwonić? Zerkam na swój
telefon i widzę, że on pozostaje w trybie SAMOLOTOWYM he he (korzystaliśmy z
telefonu J.). Hm...dzwonię do Agaty z pytaniem czy dziś (trochę już późno) uda
nam się dołączyć do innej grupy. Po kilkunastu minutach jest odpowiedz - możemy,
tyle tylko że z tą grupą nie unikniemy
shoppingu.
No trudno - jedziemy.
Pierwszy punkt - starożytne miasto Side.
W drodze do Świątyni Apollina.
Świątynia Apollina (jej nierozerwalnym elementem była pewna turystka
rosyjskojęzyczna, której nie sposób było wyeliminować z mojego kadru - tak dluuuga sesję miała. Złośliwie - ją też pstryknąłem
odpowiednio).
Pani tkająca dywan.
Kram z przyprawami.
Kram z ceramiką.
Antyczne Side.
Jedziemy do Aspendos.
Aspendos. Amfiteatr jest w remoncie - my byliśmy w pierwszym
dniu, kiedy w ogóle można było wejść do środka.
Kolejny punkt do zwiedzania - to wodospady Kursunlu. Aż
trudno uwierzyć, ze niewielka rzeka, jaką się przekracza przy parkingach za niecałe
200 m przewala się takimi intensywnymi kaskadami. Miejsce sympatyczne, choć tłumne
niestety.
No i bardzo fajna jest możliwość obejrzenia wodospadów
"od środka".
Na koniec wcinamy robione na bieżąco lawasze ze szpinakiem -
pychota !!!!
Jest jeszcze zapowiedziany shopping. Fotek nie ma - nie
wolno tam pstrykać. Oczywiście niczego nie kupujemy, ale powiem szczerze - RAZ
to warto zajrzeć do takich miejsc - szczególnie do tego molocha ze zlotem,
gdzie jest niezliczona ilość witryn na ogromniastej powierzchni, a do każdego oglądającego
była niemal przypięta jakaś osoba z obsługi, która oczywiście zachwala walory
prezentowanych wyrobów jubilerskich. Trochę to śmieszne, ale ma swój koloryt.
2 komentarze :
To sie pochwale, ze lawasze bardzo czesto kupuje na lunch, bo po drugiej stronie ulicy od miejsca pracy mam turecki maly sklepik z lawaszami, salatkami i slodyczami.
Lawasze sa o wielu roznych smakach, ale poniewaz ja w ogole lubie szpinak, to najczesciej kupuje ze szpinakiem.
Stardust - jeśli chodzi o kulinaria, to Ty chyba nigdzie wyjeżdżac nie musisz - cały świat na miejscu.
Prześlij komentarz