Analogicznie do wycieczki Sapadere Kanion pod hotel podjeżdża jeep, w którym jedziemy na miejsce zbiorki całej kolumny.
Uprzedzę - fotek nie ma zbyt wiele bo integralnym elementem tej wycieczki były wodne wojny miedzy poszczególnymi ekipami jeepowymi, a zatem - aparaty były pochowane.
Na miejscu zbiorki wielbłąd (taki odpowiednik naszego misia z Krupówek, ale ten - prawdziwy, chociaż nienaturalny w tym dziwacznym „stroju”).
Trochę się dziwię, że zamiast opuścić szybko miasto, kolumna jeepow pcha się gdzieś do centrum. Taki jest jednak plan - pierwszy punkt jeepowego safari to jedno z miejsc widokowych na wzgórzu Kale.
Poniżej - to samo wzgórze, ale z widziane z drugiej strony - już po wyjeździe z miasta.
Miejska - średnioładna zabudowa.
Jedziemy dalej - teraz już widok sympatyczniejszy.
Znów jedziemy.
Wizyta w meczecie.
Koran dla każdego (nie było polskiej wersji).
Nowoczesnośc w meczecie.
Brak nowoczesności.
Tradycyjna herbata z tradycyjną colą.
Będzie z tego Paź Królowej? Gruba jak męski paluch i długa na kilkanaśie centymetrów.
Urocza pani sprzedająca owoce i zioła.
Nasze miejsce obiadowe nad rzeką Dimcay.
Ta para towarzyszyła nam w jeepie - niezwykle sympatyczni Ghańczycy
(ale przylecieli z Londynu).
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz