Strony

środa, 15 października 2014

Tajlandia z Kambodżą 2013 - 24 listopada czyli Dzień Wkurwa

A było to tak - na pewnym forum turystycznym ktoś wspomniał o jednodniowej wycieczce obejmującej wodny targ Damnoen Saduak,  most na rzece Kwai i wodospady Erawan. Zdziwiłem się, że to do ogarnięcia w ciągu jednego dnia, ale ponoć taką ofertę składał Pandanus – firma turystyczna z Bangkoku, której właścicielami jest polsko-tajskie małżeństwo – Jacek i Sue. No to zajrzałem na ich stronę internetową, po czym wykonałem telefon do ich polskiego przedstawiciela. Z panem Darkiem przeprowadziłem dłuuuugą i sympatyczną rozmowę, z której wynikało, że wystarczy napisać do Jacka i Sue, przedstawic swoje oczekiwania i z całą pewnością otrzymam ofertę "szytą na miarę". W tym czasie nie był jeszcze ogarnięty organizacyjnie nasz transfer z Bangkoku do Siem Reap - zatem dopytałem również o możliwość  zaaranżowania tego punktu z pomocą Pandanusa. Otrzymałem jednak tylko standardowa ofertę wycieczek z informacja, ze transfer do Kambodży jest możliwy tylko przy wykupieniu w Pandanusie wycieczki do Kambodży.


Trudno - z przedstawionych wycieczek właściwie do wyboru była tylko jedna - wodny targ + farma krokodyli + Ancient City. Ta farma do szczęścia mi potrzebna nie była, ale skoro jest w programie - niechby sobie była. Co do terminu - wstępnie rozważałem te wycieczkę na wolny dzień po powrocie z Kambodży. Wtedy jednak nocleg mieliśmy zaplanowany blisko lotniska Don Muaeng - co skutkowało zwiększeniem ceny przez Pandanusa o 1000 THB. Ostatecznie wiec zaakceptowaliśmy cenę 4 x 2 200 THB za wycieczkę  j.w. ze startem z Rambuttri, a Pandanus dorzucił gratis „targ na torach”.

Na skype dogrywałem szczegóły, dopytując jak się mamy spotkac i o której - sugerując, że może lepiej wystartowac wcześnie rano, co by na wodny targ dotrzec przed tlumami. Niestety - moje sugestie spotkały się z lakonicznym stwierdzeniem: "nasze wycieczki rozpoczynają się o 8 rano i o takiej porze odbierzemy was z hotelu". No - OK - w końcu ja nie znam miejscowych realiów - profesjonaliści powinni wiedziec jak to się robi.

Zwracam uwagę, ze wycieczka miała byc:

- prywatna - dla czterech osób,

- z polskim przewodnikiem,

- minivanem,

- z minilunchem z owoców.

O 8 rano byliśmy gotowi, ale nikt się nie zjawił. Po 20 minutach oczekiwania wykonałem telefon do Jacka - obiecał sprawdzic co i jak.

O 8.30 zauważyliśmy wśród osób kręcących się przed hotelem Tajkę, która podchodziła do różnych osób z pytaniem: Maius?, Maius?  Domyśliłem się, że to może chodzic o mnie. Była zdziwiona, ze już czekamy - wg niej mieliśmy się spotkac o 8.40. Tajka nie gadała po polsku, porozumiewaliśmy się po angielsku. Zainkasowała 4 x 2 200 THB i przedstawiła program nie uwzględniający targu na torach. To nas z kolei zdziwiło i zwróciliśmy uwagę, że targ był w programie. Tajka wykonała jakiś telefon i potwierdziła, ze targ na torach też będzie.
Gdzieś wysiedliśmy, przewodniczka parę razy dopytywała miejscowych jak dojśc do targu na torach, w końcu do niego dotarliśmy.

Do kolejnego punktu - Damnoen Saduak dojechaliśmy, kiedy i tłumy innych turystów tam były. Po drodze dowiedzieliśmy się, że jest jeszcze jakaś druga grupa z Pandanusa. Nie bardzo kumałem co to miało do rzeczy, skoro kupowaliśmy wycieczkę dla czworga.

Na targu wpakowano nas w łódkę wiosłową (4 osoby + przewodniczka + wiosłujący). Byly i inne wiosłowe ale ci, co się sprawnie poruszali - pływali w długorufowych, zapatrzonych w daszki, co miało kolosalne znaczenie wobec rzęsistego deszczu jaki właśnie lunął. Nasz wiosłujący rozstawił nad nami dwa dziurawe parasole. Przepłynęliśmy jeden kwartał targu – część  tekstylną (ok 20 min).

Koniec? Kurna - się mocno zdziwiłem, wszak widziałem filmiki i relacje z tego targu i wiedziałem doskonale, że zupełnie inaczej  to winno wyglądac.  Kicha. Miał być  wodny targ  - był. Punkt zrealizowany. Teraz dołączył do nas polski przewodnik - niejaki pan Radek, którego działalność  ograniczała się do tłumaczenia na polski tego co gadała tajska przewodniczka.

Później dotarliśmy na farmę krokodyli - takie swoiste ZOO, gdzie czekaliśmy ponad godzinę na wątpliwą atrakcje w postaci pokazu, w którym "dwóch śmiałków" drażniło krokodyle i pozorowało wkładanie im własnych głów do pyska. No i pan Radek miał atrakcję wielką, a polegającą na karmieniu krokodyli rybimi głowami przywiązanymi do sznurka (taka niby-wędka).

Zatem - kolejny punkt programu został zrealizowany.

Jako minilunch dostaliśmy na 4 osoby 2 tacki z owocami: pomelo i ananas.

A potem było Ancient City. Dopiero teraz skumałem po co 2 grupy. Obie zostały wsadzone do turystycznego busa obwożącego po terenie Ancient City, przy czym zostało zapowiedziane przez pana Radka, że objazd zajmie ok 50 minut (SIC!) i zatrzymamy się w TRZECH miejscach.
Ja pierdykam – przecież się naczytałem, że ludzie w Ancient City spędzają pół dnia !!!!!!!

SZLAG. Fotki strzelane w ruchu średnio mi wychodziły, w końcu nie zdzierzyłem i krzyknąłem głośno: DO CHOLERY _ STOP !!! MNIE SIE NIE SPIESZY I CHCE MIEC MOZLIWOSC ZROBIENIA SENSOWNYCH FOTEK.

Pan Radek się mocno obraził, ze ktoś mu tu choleruje , że on sobie wyprasza, a jak mi się nie podoba - mogę się zwrócic do właściciela biura. Odrzekłem mu, ęe to on tu reprezentuje biuro to i niech weźmie na własne barki moje uwagi.

Oczywiście - po takiej wymianie poglądów już później pan Radek się w naszym samochodzie nie pojawił.

Na zakończenie - po powrocie do Bangkoku wpadliśmy w jakiś totalny korek (demonstracje?) i pani tajska przewodniczka wysadziła nas rzekomo w odległości 100 m od hotelu, która to odległośc  okazała się dystansem ok 3 km (3 x dopytywaliśmy jak mamy dotrzec do hotelu - wszak plan Bangkoku na ten dzień nie był nam potrzeby i został w pokoju hotelowym).

Dla Sue wieźliśmy z Polski krem jako suwenir - pojechał z nami dalej.

Formalnie - program zrealizowany.


PANDANUSOWI MÓWIMY : NIEEEEEEE!!!!!

Brak komentarzy :