Po atrakcji balonowej bus zawozi nas na śniadanie do hotelu.
Nasz hotel jest w miejscowości URGUP. Już poprzedniego dnia widać było z okien
busa swoista atrakcję tego miasteczka - grecka dzielnica, czyli niezamieszkałe
domy na ścianie skalnej nad miastem. Z tych domów w latach dwudziestych ub.
wieku Grecy zostali wysiedleni i deportowani do Grecji na podstawie międzyrządowych
jakiś porozumień. Widok jest dość smutny i fotkę mam tylko jedna. Ta opuszczona
część miasteczka jest po zmroku iluminowana światłem - fantastycznie to było
widoczne kiedy wracaliśmy z Nocy Tureckiej.
Kilka dalszych kapadockich ujęc
Kolejny punkt widokowy
Można tu napić się kawy, można kupić pierdółki najróżniejsze.
W jednym z kramów sprzedają płyty, a dobiegają stamtąd dźwięki duduka, od których
dostaję gęsiej skórki (DOSŁOWNIE !!!!!). Znacie duduka? Najpiękniejszy i
najsmutniejszy instrument tego świata. Tu - nawet sprzedają duduki - jednego trochę
testuje wzbudzając żywotne zainteresowanie.
Kolejnym punktem programu jest wizyta w fabryce skór. Nikt
niczego nie nabył, ale obejrzeliśmy prezentacje wyrobów, posłuchaliśmy o
produkcji - nawet fajne.
I ostatnie kapadockie miejsce widokowe - Dolina Gołębi. W tufowych skałach widoczne są liczne gołębniki - z nich pozyskiwany był nawóz dla winnic.
Pamiątkowa fotka naszej ekipy.
Czas wracac. Aby dotrzec do Alanyi mamy do pokonania ponad 550 km.
Po drodze jeszcze jedna atrakcja - podziemne miasto Saratli. Fotki średnio tam wychodzą, ale miejsce robi wrażenie.
Miasto jest na siedmiu podziemnych poziomach, z czego dla turystów dostępne są
tylko trzy.
Trzy fotki z drogi powrotnej.
Zaczęliśmy naszą turecką przygodę od Kapadocji i niewątpliwie to była największa atrakcja całego pobytu. Niezapomniane przeżycia.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz